Skąd ten nagły (jeśli był nagły, co względne) zwrot w kierunku Starego Testamentu i apokaliptycznych metafor, jako medium rebelianckiego przekazu? Powodów jest kilka, które -razem lub osobno- wpływały na rozwój zespołów oraz postaw indywidualnych muzyków. Londyńska koegzystencja punk-rocka i reggae zapoznała całą generację młodych brytyjczyków (a, co za tym idzie, także Polaków) z podstawowymi aksjomatami filozofii rasta. Jeśli trudno było je dojrzeć i zrozumieć w reggae-produkcjach the Clash, the Slits, the Jam albo the Specials, to już kolaboracje Clashów z Mikey Dreadem, albo pierwsze remiksy Prince Far-I robione przez nastoletniego wtedy Adriana Sherwooda, przemawiały przecież konkretnym biblijnym językiem. Określnie „Babilon”, jako symbol zepsucia i grzechu, wyzysku i przemocy, zniewolenia, korupcji i władzy, było pierwszym, jakie na stałe weszło do punkowego codziennego słownika z czysto biblijnym rodowodem.
Audycje radiowe naszych prawdziwych muzycznych proroków, Włodka Kleszcza i Sławka Gołaszewskiego, zapoznawały polskich (i co ważne, nie tylko punkowych) słuchaczy ze źródłowym jamajskim roots reggae, od Boba Marleya począwszy, poprzez klasyczny garweizm Burning Speara i korzenny rastafarianizm Twinkle Brothers, po czysto duchowe objawienia w postaci sesji Nyabinghi Counta Ossiego i Ras Michaela. Najważniejsza jednak w tym kontekście, była niemalże naturalna transpozycja babilońskiego Wygnania i powrotu do Ziemi Obiecanej (dwóch niezależnych konceptów, połączonych ze sobą w specyficzny dla rastafarianizmu spirytualny collage: wyjście „ogniem i mieczem” z Egiptu do Kaananu jest przecież antytezą „zezwolonego” powrotu z asyryjskiej niewoli) na polską rzeczywistość lat 1981-82. W odczuciu całego niemal narodu, bez względu na wiek, socjalną pozycję i kulturalną orientację, byliśmy wtedy narodem zniewolonym, bez wizji zmian na horyzoncie, z niewielką możliwością indywidualnej ekspresji i rozwoju, poddani represjom, inwigilacji, zastraszeniu.
W tej atmosferze, ognisty język biblijny brzmiał klarownie i bezpośrednio, był rozumiany i akceptowany na wielu poziomach przez całość pozornie wyedukowanego religijnie społeczeństwa, a mściwe i krwawe legendy Starego Testamentu lepiej oddawały atmosferę oczekiwań na konkretne akcje, rewolucje i wyzwolenia, niż ewangelijna filozofia przebaczenia i pokoju. Szok i ogólna depresja, w jakiej pogrążyło się polskie społeczeństwo po wprowadzeniu stanu wojennego w grudniu 1981 oraz generalny paraliż (lub zamrożenie) kultury niezależnej na okres kilku długich miesięcy następnego roku, robiły miejsce dla nowego języka i nowego systemu odniesień, jakich miały już wkrótce użyć nowe zespoły, powstające u boku tych starszych, właśnie budzących się z niemal półrocznej hibernacji.
Od punka do reggae
Był jednak oczywisty wyjątek. Brygada Kryzys, jako jedyny zespół okresu „przedwojennego” nagrała wiosną roku 1982 najważniejszy album w historii polskiej muzyki rockowej, tzw. „Czarną Płytę”, której produkcja rozpoczęła się od testowania nowego studia firmy Tonpress, gdzie pod przykrywką akustycznych doświadczeń udało się zarejestrować materiał eksplodująco-rewolucyjny, z kilkoma numerami („Ganja”, „Babilon Is Falling”) klarownie zainspirowanymi muzyką reggae oraz rastafariańskim przesłaniem. Był to pierwszy oficjalnie wydany punkowy album w PRL-u; przypieczętował on też unię punka i reggae na polskim podziemnym muzycznym rynku. Już niedługo, muzycy Brygady Kryzys mieli stać się kluczowymi postaciami w tworzeniu nowego, autentycznego ruchu, który wyniósł polskie reggae na europejskie przynajmniej wyżyny.
Ostatnim elementem analizy transformacji jest ten niejasny, pokręcony i wstydliwy; ten o którym nikt nie chce wspominać, chociaż wszyscy, którzy w wieku już „myślącym” przeżyli w Polsce lata 1980-1983, powinni o nim wiedzieć lub choćby „podświadomie” zdawać sobie z niego sprawę. Jest nim oczywiście obezwładniający świadomość fakt, iż nikt w owym czasie ze Stanem Wojennym nie wygrał, że został on oficjalnie i dobrowolnie zniesiony przez tych, którzy go wprowadzili w momencie, który uznali za wygodny, dwa razy w szyderczy sposób wykorzystując datę 22-ego lipca, jako dzień zniesienia najostrzejszych ograniczeń (VII.1982), a nastepnie tego co po nich zostało (VII.1983). Stan Wojenny został oficjalnie zniesiony w lipcu 1983; nasze obchody trzydziestolecia polskiego reggae nabierają w tym momencie głębszego, historycznego znaczenia.
Podsumowując, po martwym niejako (przynajmniej do końca lipca) roku 1982, rok następny przyniósł odrodzenie działalności studenckiej, klubów, imprez i festiwali, na których mogły pojawić się nowe zespoły i nowe idee bez przesadnej obawy o brutalną ingerencję milicji, czy politycznej cenzury. Wbrew najgorszym oczekiwaniom, rząd półkowników i generałow pozwolił na funkcjonowanie drugiego ekonomicznego obiegu; rozmnożyły się nagle w kraju tak zwane firmy polonijne, z których kilka weszło na rynek kultury i muzyki, sponsorując w najbliższych latach koncerty, mecenasując zespołom oraz wydając płyty. Po miesiącach głuchej ciszy odezwały się znowu mass-media, z Listą Przebojów Trójki, Rozgłośnią Harcerską oraz Wideoteką w telewizyjnej Dwójce na czele, dając społeczeństwu (w myśl rzymskiej zasady o igrzyskach i chlebie) iluzję powrotu do normalności, ponownego otwarcia okna na świat i zapomnienia o poważnych problemach.